Powielane miesiącami opowieści analityków na temat rzekomego umierania dolara zostały brutalnie i szybko zweryfikowane przez rynek. Amerykańska waluta umacnia się w szybkim tempie, co dodatkowo jest napędzane obawami o problemy z podniesieniem limitów zadłużenia. Czy to sytuacja przejściowa, czy początek nowego trendu? Jak mocny dolar odbiłby się na rynkach światowych?
Dlaczego dolar tak mocno rośnie?
Miesiące osłabiania się dolara skłoniło wielu analityków do wyrażania absurdalnych wręcz opinii o drukowaniu pieniędzy przez Fed i nadchodzącej de-dolaryzacji świata. Te podglądy stopniowo zaczęły przebijać się do mainstreamu, zniechęcając ludzi do USD. W rzeczywistości, QE, które tak chętnie oskarżano o bycie ukrytym drukowaniem pieniędzy, ma charakter deflacyjny i przy jakichkolwiek zagrożeniach na rynku dalsze wywoływanie inflacji będzie coraz trudniejsze. Właśnie pojawia się na rynku kolejne zagrożenie w postaci potencjalnego defaultu (bankructwa) USA, do którego mógłby doprowadzić brak porozumienia w sprawie podniesienia limitu długu. Taka sytuacja, choć na szczęście dość mało prawdopodobna, przełoży się na niedosyt dolarów na światowych rynkach (ponieważ każdy wyemitowany dolar musi zostać pożyczony, a brak możliwości pożyczania przez rząd USA będzie oznaczał zahamowanie napływu dolarów na rynki. Według danych z rynku forex udostępnianych m.in. przez Bank Polska na rynkach już od pewnego czasu widać osłabianie się głównych par walutowych do dolara. Prawdopodobnie im bliżej połowy października (prognozowany termin teoretycznej niewypłacalności), tym mocniej będzie to zauważalne.
Co to znaczy dla świata?
Mocny dolar to niestety utrapienie dla podmiotów z całego świata. Nie chodzi tu o droższe produkty z USA, których zazwyczaj na rynkach Emerging Market jest niewiele, ale o odessanie kapitału w stronę amerykańskich obligacji i dolara. W każdej sytuacji niepewności kapitał migruje w stronę USA – nawet jeśli chodzi o techniczną niewypłacalność tego kraju. Dla wielu kapitałochłonnych spółek typu value będzie to oznaczało utrudniony bądź bardziej kosztowny dostęp do kapitału – co może okazać się czynnikiem odpalającym spadki ich wycen i problemy z płynnością. Dlatego miejmy nadzieję, że najgorszy scenariusz nie zrealizuje się w Stanach Zjednoczonych i obie strony – demokraci i Republikanie – dojdą do porozumienia w sprawie podniesienia limitu zadłużenia. W przeciwnym razie czeka nas sporo niepewności na rynkach, a być może nawet przedłużająca się bessa na EM.